wtorek, 17 marca 2009

Władysław Bartoszewski jako historyk dziejów najnowszych


Czy Władysław Bartoszewski jako przewodniczący Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa miał prawo wystawić sobie samemu tablicę jeszcze za życia, przy blokowaniu upamiętnienia 200 tysięcy męczenników KL Warschau? (*1)

Przesłuchiwany przez prokuraturę - tytułem śledztwa w sprawie KL Warschau - Władysław B. zeznaje: że w wyniku wspólnej pracy na rzecz pomocy Żydom z Witoldem Bieńkowskim (z Departamentu Spraw Wewnętrznych Delegatury Rządu) został w 1942 r. jego zastępcą na stanowisku referenta informacyjnego i pełnił tę funkcję do 1944 r.

Następnie oświadcza: „Przez szereg lat powojennych systematycznie zajmowałem się ustalaniem faktów z okresu okupacji, między innymi przez lekturę akt (...) z archiwum ówczesnej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce. Natrafiłem też na meldunki i raporty opracowywane przez siebie samego lub przy moim współudziale.”

Władysław B. wymienia następnie rozliczne kontakty z przeróżnymi znakomitościami żydowskimi z Rady Pomocy Żydom „Żegota” i działanie w Wydziale Informacji Biura Informacji i Propagandy Komendy Głównej AK. Zatacza w opowieści niejako pierścienie wracając ciągle do sedna: „w ramach mojego równoczesnego działania w wydziale brałem udział w przygotowywaniu, wydawaniu, bieżących, tajnych meldunków. Znaczna ich część zachowała się i w latach sześćdziesiątych znajdowała się w Archiwum Zakładu Historii Partii KC. Korzystałem z tych meldunków, pracując nad swoją książką.”

Władysław B. swoje zeznanie składa w formie autorytatywnej wypowiedzi pochodzącej niejako od samego pępka w orbicie którego krążące pomniejsze autorytety pozwoliły mu wznieść się na pułap „historyka dziejów najnowszych” – jak sam o sobie powiada i napisać książkę: „Warszawski pierścień śmierci”.


Narcyz albo zdrajca

Władysław B.: „Z całą pewnością nie posiadaliśmy wiadomości w komórkach wywiadowczych Delegatury Rządu AK, jakoby w obozie na Gęsiej czy w innych istniejących okresowo komórkach pracy (...) istniały komory gazowe.”

Naturalnie jeśli obóz oznaczony na mapie Hoessa „Vernichtungslager” (obóz zagłady) zredukuje się do „komórki pracy” to w takiej „komórce” już nie sposób wyobrazić sobie komorę gazową.

Władysław B.: „Nigdy w okresie mojej służby w Delegaturze Rządu na Kraj i AK nie zetknąłem się z informacją o konkretnych przypadkach uśmiercania w Warszawie pozbawionych wolności Polaków czy Żydów przy zastosowaniu gazu trującego. Takie informacje nie stanowiły też elementu poważnych sprawozdań składanych rządowi polskiemu czy Delegaturze Rządu na Kraj. Zwracam szczególnie uwagę na zachowane sprawozdanie syntetyczne wydane w Londynie w 1944 r. przez tamtejsze MSW Wydz. Społeczny, a zatytułowane Sprawozdanie nr 14/44 więzienia – obozy koncentracyjne. Sprawozdanie to bylo wykonane w Dep. SW Delegatury Rządu na Kraj. Byłem jego współautorem.”

Nasuwa tu się skojarzenie, że istniały również „niepoważne” w odróżnieniu od „poważnych” sprawozdania, a także pytanie; czy te „poważne” sprawozdania były poważnymi z powodu współautorstwa w nich Władysława B.?

Na pytanie prokuratora: „Czy świadek zetknął się z informacją, że po wojnie na Gęsiówce
znaleziono puszki z cyklonem B?”
Władysław B. odpowiedział: „nie musiały być tam składowane nieprzerwanie od okupacji niemieckiej. Równie dobrze mogły być tam składowane przywiezione skąd-inąd.”

I w tym miejscu chciało by sie powiedzieć, że skoro Władysław Bartoszewski w bardzo dziwnych okolicznościach został zwolniony z Auschwitz, to nie musi to oznaczać, że był -czy może nadal jest - szpiegiem niemieckim. Może również być tzw. „użytecznym idiotą”. Za drugą możliwością świadczyć by mogły jakieś cechy narcystycznej megalomanii, każącej nieszczęśnikowi przy pomocy manipulacji i kłamstw, bronić swego pseudo-historycznego dzieła - załganego gniota - nazwanego enigmatycznie „Warszawskim pierścieniem śmierci”. Kopię owej powieść dołącza jako świadectwo prawdy historycznej do swoich zeznań. KL Warschau w niej nie istnieje, a „Gęsiówka” jest wyłącznie szczątkowym obozem pracy dla Żydów.

Na temat komór gazowych polemizuje z Władysławem Bartoszewskim Leszek Żebrowski w artykule pt: „Spór o KL Warschau": „Nie było w Warszawie komór gazowych – twierdzi Bartoszewski. Komory były – mówią dokumenty!” Tak jak Bartoszewski zaprzecza komorom gazowym wbrew istniejącym meldunkom Armii Podziemnej i zbieżnym dokumentom ekshumacyjnym, tak Żebrowski przytacza w swoim artykule wiele obszernych cytatów dotyczących komór gazowych - właśnie z Raportów Armii Podziemnej. Istnieją ponadto zeznania świadków używania przez Niemców w tym obozie komory przewoźnej.

Na pytanie prokuratora: „Jak świadek ocenia wiarygodność meldunków przekazywanych do rządu polskiego w Londynie?” Władysław B. oświadcza: „napotykałem na konkretne przykłady nieścisłości, przekłamań i wyolbrzymień nieznajdujących potwierdzenia w konfrontacji z innymi kompetentnymi zeznaniami, relacjami czy dokumentami.”

I tu trzeba by zwrócić uwagę, że w „kompetentnych” materiałach Władysława B. KL Warschau wcale nie występuje - pomimo występowania KL Warschau w licznych oryginalnych dokumentach niemieckich. Odnośnie meldunków - to pomimo, że pochodzą z przypadkowych zdobyczy, a nie z zamierzonej kwerendy pod kątem KL Warschau archiwów IPN - bo kwerendy takiej nie było – to i tak mamy ich sporo, a informacje zawarte w nich na temat funkcjonowania komór gazowych są zbieżne, pomimo, że pochodzą od różnych osób i różnych organizacji wojskowych. A przy tym - zarówno meldunki AK jak i NSZ potwierdzają istnienie komór gazowych. A jeszcze dochodzi tu znaleziony cyklon B i materiał pochodzący ze śledztwa sędzi Marii Trzcińskiej - dotyczący komór gazowych w tunelu Warszawy Zachodniej i zeznania świadków odnośnie stosowania komory przewoźnej. Zbieżność tak wielu różnych źródeł - nawet ze zrozumiałych względów nieprecyzyjnych czasami - nie może być dziełem jakiegoś przypadku, lecz potwierdzać istnienie komór gazowych w KL Warschau. Zresztą we wszystkich niemieckich obozach zagłady - krematoriom towarzyszyły zawsze komory gazowe. Nie sposób zatem wyobrazić sobie, aby KL Warschau stanowił tu jakiś szczególny wyjątek, tym bardziej, że z zeznań świadków wiemy, iż egzekucje stanowiły dla Niemców poważny problem ze względu na niedostateczną w tym zakresie wytrzymałość psychiczną człowieka, a więc konieczność częstej wymiany plutonów egzekucyjnych.

I posłuchajmy świadka Władysława B. jako historyka dziejów najnowszych: „Jako historyk dziejów najnowszych wiem, że ustna informacja świadka, jeśli taką dysponujemy, powinna znaleźć potwierdzenie co najmniej jednej lub dwóch osób lub w postaci istniejącego dokumentu.”

Jakże dziwnie niekonsekwentny jest ów „historyk dziejów najnowszych” w stosunku do komór gazowych w KL Warschau. A jeszcze bardziej do ustaleń śledztwa sędzi niezłomnej Marii Trzcińskiej.

Tylko Żydzi

Władysław B. w swoich zeznaniach na różne sposoby pomniejsza polską martyrologię. Polaków umieszcza w niewielkich obozach przesyłowych takich jak chociażby: „obóz rozdzielczy dla osób wywożonych na roboty przymusowe przy ul. Skaryszewskiej, obóz przy ul. Litewskiej, istniejący stosunkowo krótko i skupiający niemal wyłącznie Polaków”, Natomiast KL Warschau a właściwie „Gęsiówkę” - bo KL Warschau w jego pojęciu wcale nie występuje - zagarnia świadek dla Żydów: „Podstawową grupę więźniów stanowili Żydzi niepolscy, przywiezieni z Oświęcimia. Byli tam jednak kierowani Żydzi, rzadziej Polacy z więzień warszawskich.”

Dosyć osobliwą strategią wojenną byłoby budowanie w miejscu tak bardzo widocznym jakim była Warszawa, obozu dla Żydów niepolskich po likwidacji Żydów z warszawskiego getta. To byłby nonsens, a więc nie mogli stanowić tu podstawowej grupy więźniów. Byli natomiast użyci do budowy Obozu, najpierw w Warszawie Zachodniej... Skupienie Żydów w KL Warschau - zgodnie z rozkazem Himmlera z 9 10 1942 r. (bez wnikania w stopień jego wykonania) - dotyczyło Żydów pracujących w „pracowniach krawieckich, kuśnierskich i szewskich”, natomiast zgodnie z tym samym rozkazem: „Żydzi zatrudnieni w rzeczywistych firmach zbrojeniowych mieli być stopniowo wycofywani. Żydzi obsługiwali natomiast komando spalające zwłoki. Kontakt z tym komandem innych więźniów był zabroniony i bywali ponadto likwidowani - zgodnie z zeznaniami świadków - po wykonaniu zadania. Stąd dowody w sprawie ludobójstwa w KL Warschau – w postaci zeznań - siłą rzeczy muszą być fragmentaryczne.

W innym miejscu Władysław B. zeznaje, że w marcu 1943 r. na terenie byłego więzienia przy zbiegu Gęsiej i Zamenhofa utworzono obóz pracy w którym przebywało w pierwszych tygodniach paruset Polaków. Następnie: „po trzech miesiącach istnienia wspomnianego obozu na podstawie rozkazu Himmlera z 11 VI 1943 r. przekształcono go w obóz koncentracyjny dla Żydów zmieniając jego dotychczasową funkcję.”

Świadkowi - bez jakichkolwiek dodatkowych pytań szczegółowych ze strony prokuratury – udało się przeinaczyć merytoryczną treść rozkazu niemieckiego. Tymczasem rozkaz dotyczył wyłącznie przekształcenia „Dzielnej” – więzienia w dawnym Getcie Warszawskim w obóz koncentracyjny.

Dalej świadek zeznaje: „Równolegle do tego obozu koncentracyjnego istniał jeszcze, w szczątkowej postaci, obóz dla Polaków przy ul Gęsiej 24. (...) Sprawy te przedstawione są wiarygodnie w opracowaniu historycznym pt. „Obóz koncentracyjny dla Żydów 1943-1944 Tatiany Berenstein i Adama Rutkowskiego w „Biuletynie ŻIH” 1967”

Wynika z tego, że dla Władysława B. wiarygodne jest opracowanie powstałe w oderwaniu od wszelkich archiwów dokumentów polskich i niemieckich i nade wszystko wyników śledztwa sędzi Marii Trzcińskiej, która w Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich przepracowała kilkadziesiąt lat. Trzeba tu wspomnieć, że na temat KL Warschau zeznawał w procesie norymberskim księgowy tego obozu Fleischer, że jego ogólną pojemność stanowiło 35-40 tysięcy więźniów, którym zapewniał środki na żywność. Tymczasem Władysław B. jakby celowo na każdym kroku pomniejsza wielkość tego obozu, albo podając stan zaludnienia w początkowej fazie, albo pomniejszając ten stan, albo odnosząc go do innych obozów pracy.

Na pytanie, czy w KL Warschau osadzeni byli również Polacy? Władysław B. zeznaje: „Nie było nam, w Delegaturze Rządu, nic wiadomo o przebywaniu grup więźniów Polaków w obozach należących organizacyjnie do KL Warschau, jak długo używana była ta nazwa.”

Na pytanie, kiedy świadek po raz pierwszy usłyszał lub przeczytał nazwę KL Warschau? Władysław B. zeznaje: „Nazwę KL Warschau usłyszałem dopiero w publikacjach prasowych (medialnych) w latach dziewięćdziesiątych.”

Cynizm umniejszania zbrodni niemieckich

Władysław B. w zaprzeczaniu ludobójstwa w KL Warschau jest bardzo konsekwentny i to nie tylko w zakresie metody. Wymienia wprawdzie Wolę jako miejsce w którym był obóz ale sprowadza go do firmy usługowej: „Od chwili kiedy na terenie Warszawy nie używano żydowskiej siły roboczej, a więc od wiosny 1943, takie zadania dorywcze, robocze, spełniali Polacy. Wymieniane były adresy na Pradze i na Woli. Według posiadanych wtedy informacji, w żadnym przypadku nie chodziło o jednolity system obozowy ani o reżim porównywalny z obozem koncentracyjnym gdyż założenie tego działania było praktyczno-usługowe, a nie ekstermistyczno-likwidacyjne.”

W innym miejscu świadek zezna, że „Gęsiówka” w marcu 1943 była obózem pracy nad którym: „opiekę sanitarną sprawował dr Loth (...) gdzie był doprowadzany pod konwojem, co drugi dzień.” Bardzo ładnie to brzmi, ale i w KL Auschwitz był lekarz jak wiemy a nawet szpital... Odnośnie dr Lotha to jego zeznania są nieco rozbieżne i to nie tylko w zakresie pomocy sanitarnej: „zaczęli się zgłaszać więźniowie tegoż obozu z błaganiem wyrwania im złotych zębów i mostków. Na moje zaskoczenie wyjaśnili, że komendant obozu koncentracyjnego wraz z dwoma policjantami wyszukują więźniów posiadających dużą ilość koron i mostków złotych i więźniów tych zabijają pod pretekstem ucieczki, po czym młotkiem wybijają im złote zęby.” Opisał też warunki sanitarne czyli praktycznie ich brak. W innym miejscu dr Loth podsumowuje: „Niemcom obce są wszelkie najprymitywniejsze uczucia ludzkie.”

Władysław B.: „Metoda uśmiercania sprowadzała się do egzekucji przy czym wspomniana zatrudniona grupa ważna była jako siła robocza; nie było generalnego nastawienia na celową ich fizyczną likwidację, jak długo byli zdolni do pracy.”

No cóż, poprzez egzekucje jest bardziej „szlachetnie” zabijać. A śmierć staje się „żołnierska”, chyba, że dopowie się nieistotny na pozór szczegół, że ofiary przed egzekucją obdzierano także z ludzakiej godności pozbawiając ich ubrań. A jeśli przeznaczeniem obozów było zapewnienie siły roboczej dla Niemców to po cóż w KL Warschau było tyle krematoriów i spalarni - w tym nowe – wskazujące, że istniejące w tym zakresie „usługi” były niewystarczające? Jakoś nikt świadka nie zapytał. I do czego owa siła robocza dodatkowo służyła? Przyjmując nawet wymianę „pracowników” tylko poprzez umieralność, to i tak nie była ona naturalna jeśli wyrażała się w setce na dobę – przyjmując niektóre zeznania. Dodatkowo była ona używana tak jak w KL Auschwitz do przerobu „śmierci”. Mniejsze zatem znaczenie ma, jak wielka była rotacja stałych więźniów, lecz wykorzystywanie ich do ludobójczej funkcji i dzienne ludobójcze przeroby tego obozu. A zgodnie z zeznaniami Paula Geibla – szefa SS i Policji bezpośrednio zarządzającego obozem – straty ludzkie wynosiły 400 Polaków na dobę. A przecież oskarżony zbrodniarz nie dodawał sobie do stryczka ofiar lecz prędzej ich liczbę zaniżał...

Władysław B. o planie Pabsta powiada: „Niewątpliwie jest to interesujący dokument myślenia niektórych Niemców przedłożony przez urbanistów z Wurzburga Hansowi Frankowi. Nie ma jednak żadnych danych o stosunku samego Franka do tego planu ani na temat zamiarów jego literalnej realizacji w kilka lat później.”

No cóż pomijając sam fakt, że plan został znaleziony właśnie w gabinecie Hansa Franka, używany przez niego zapewne „literalnie” do marzeń, to zachował się również „Dziennik” owego Franka. Oto preludium do marzeń gubernatora Hansa Franka : „Mamy w tym kraju punkt z którego rozchodzi się całe zło: jest nim Warszawa.” Znajdujemy także wypełnienie owych marzeń: „Nikt nie może przeszkodzić temu żeby pozostała z niej tylko sterta gruzów.”

Władysław B. zna te cytaty, pochodzą bowiem z książki sędzi Marii Trzcińskiej „Obóz zagłady w centrum Warszawy KL Warschau”. Świadek nie kryje niechęci do tej książki, która „Warszawski pierścień śmierci” Władysława Bartoszewskiego przemieniła w pseudohistoryczny gniot. Rozumiejący ową frustrację świadka prokurator, nie zadał mu ani jednego pytania szczegółowego odnośnie wyników ustaleń sędzi Marii Trzcińskiej. Jakby śmiał zresztą, skoro świadek ujawnił mu, że od 2001 r. jest przewodniczącym Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa.

***

W czasie zeznań Władysław B. powtarzał jak mantrę, że przez wiele lat studiował przeróżne meldunki a w nich również i własne i od 1945 r. współpracował z Komisją Badania Zbrodni Hitlerowskich. Ową współpracę uwiarygodniał nawet jakimś nazwiskiem, ale zupełnie pominął współpracę w owej komisji z sędzią Marią Trzcińską. Jego zeznania zaprzeczają nie tylko jej ustaleniom - a przecież sędzia przepracowała w tej komisji kilkadziesiąt lat - lecz również są sprzeczne ze sprawozdaniem sekretarza tej komisji z 1945 r. Sprzeczne są wreszcie z wynikami komisji ekshumacyjnej potwierdzającej, że był to obóz zagłady a nie jak zeznaje Władysław B. – pracy. Mało tego świadek Władysław B. jako przewodniczący Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa zaprzecza ustaleniom tej komisji ekshumacyjnej stwierdzając, że bywał na terenie jej badań jeszcze zanim zaczęła działać: „Nie napotkałem tam, poza obrazem zniszczeń, na nic szczególnie wpadającego w oko”.

Czyżby świadek koncentrował się, a może nawet sam szukał tego samego, czego szukali licznie zaglądający tam wówczas szabrownicy? Bo przecież, krematoria, sterty prochów czy włosów ludzkich i świadectwa tortur nie mogły umknąć uwadze wizytatora.

Jako świadectwo aktywności wojennej świadka przytoczę: „W czasie Powstania Warszawskiego przebywałem jako żołnierz AK w południowej części Śródmieścia i nie miałem żadnego bezpośredniego kontaktu z żadnym miejsc, gdzie znajdowały się główne miejsca represjonowania Polaków i Żydów w czasie okupacji.”

Jestem przekonany, że w tym miejscu świadek fałszywych zeznań nie składa, tymczasem przy Marszałkowskiej 62 znajduje się tablica marmurowa upamiętniająca bohatera Powstania Warszawskiego – Władysława Bartoszewskiego. Zachodzi zatem pytanie, czy Władysław Bartoszewski jako przewodniczący Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa miał prawo wystawić sobie samemu tablicę jeszcze za życia, przy blokowaniu upamiętnienia 200 tysięcy męczenników KL Warschau? Jako przewodniczący musiał przecież o tej tablicy wiedzieć, bo bez jego akceptacji powstać nie mogła.

Wracając do świadka Władysława B. - wnoszę pod opinię publiczną o zamianę jego kwalifikacji ze świadka na podejrzanego o współudział w zbrodni ludobójstwa, poprzez zacieranie dowodów tych zbrodni. Wnoszę również o pozbawienie go przez urzędy merytoryczne stanowiska przewodniczącego Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa.

*1. Tablica bez zapowiedzi medialnych o jej odsłonięciu pojawiła się w 2008 r. przy bramie budynku. Posiadała półkę na której młodzież urządzała „profesorowi” happeningi zapalając znicze. Obecnie tablica została przeniesiona na ścianę główną i pozbawiona półki.

9 komentarzy:

  1. Kolejna plama panie Władysławie.
    Przyjdzie panu jeszcze wszystkie ordery oddawać,
    pewnie liczył pan że za pana życia prawda nie wyjdzie na jaw.

    OdpowiedzUsuń
  2. Brawo Panie Wojtku za odwage.
    Wstyd zeby tacy ludzie jak pan Wladyslaw mieli w polsce wystawiane tablice pamiatkowe. Obluda niektorych ludzi niezna granic.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pan Bartoszewski, ksywa "profesor" ma jakąś dziwną ROLĘ do wypełnienia w Polsce: miota się między Niemcami a Izraelem, a za jego stosunek do Polaków, wystarczy wywrzeszczane w kampanii wyborczej 2007: "bydło".

    A za dowcip stulecia - to "zwolnienie z obozu w Auschwitz z powodu stanu zdrowia" dzisiejszego "profesora".

    KIM jest ten facet? Czy Polacy się kiedyś dowiedzą?

    OdpowiedzUsuń
  4. Czy mozliwe jest wyjasnienie zwolnienie z obozu B.?
    Jak to bylo mozliwe?

    OdpowiedzUsuń
  5. 'Czy mozliwe jest wyjasnienie zwolnienie z obozu B.?
    Jak to bylo mozliwe?'

    Dla kapo możlwe.

    OdpowiedzUsuń
  6. No to wam wyjaśnię jak to się stało że Pana Władysława zwolniono z obozu. Został on wypuszczony wiosnę 1941 roku, czyli bezpośrednio przed niemiecką agresją na Sowiety. W tym czasie Niemcy starali się niejako pozyskać Polaków do współpracy przeciw Sowietom i dlatego wykonywali pewne gesty pozorne, jak np. zwolnienie z obozów kilkuset więźniów. Dlaczego zwolniono akurat Pana Bartoszewskiego? Na początku okupacji był pracownikiem PCK i dzięki staraniom tej organizacji w Międzynarodowym Czerwonym Krzyżu w Genewie zwolniono część pracowników PCK z obozów. Oczywiście, konieczna była tutaj łapówka, którą prawdopodobnie załatwił ojciec Pana Władysława. Takie zwolnienia nie były czymś wyjątkowym w roku 1940 i 1941, dopiero po rozpoczęciu akcji eksterminacji Żydów w komorach gazowych w 1942 roku w Oświęcimiu, zwolnienia stały się bardzo rzadkie. A co do zwolnienia ze względu na stan zdrowia jest to nieprawda. Pan Bartoszewski od grudnia 1940 roku był w szpitalu obozowym, i krótko przed wyjściem z obozu stanął przed niemieckim lekarzem, przed którym musiał stwierdzić, że czuje się absolutnie zdrowy. Gdyby powiedział, że jest chory, prawdopodobnie by go zabito. Kilka dni potem wyszedł z obozu, prawdopodobnie dzięki łapówce danej jakiemuś niemieckiemu urzędnikowi. Insynuacje, że był agentem są pozbawione sensu: jaki pożytek mieliby Niemcy z 19-letniego agenta wypuszczonego z Oświęcimia? Poza tym, ZWZ, potem AK bardzo dokładnie sprawdzała wszystkich nowych członków organizacji. Pan Bartoszewski działał w Biurze Informacji i Propagandy AK, więc do tak ważnej organizacji podziemnej (jak zresztą do każdej innej) nie dopuszczono by go bez dokładnego prześwietlenia i sprawdzenia czy nie jest niemieckim konfidentem.

    OdpowiedzUsuń
  7. Czyli jest czysty jak łza?

    OdpowiedzUsuń
  8. Nikt nie jest idealny, ani Ty, ani ja, ani Pan Bartoszewski, dlatego, że nie ma ludzi idealnych. Ale twierdzenie, że bohater tej dyskusji wyszedł z KL Auschwitz dlatego, że był niemieckim konfidentem jest pozbawione sensu, a dlaczego, wyjaśniłem w swej wcześniejszej wypowiedzi. Piszesz Kasiu również, że był kapo. Nie wiem czy wiesz, co oznacza to pojęcie, ja Ci tego tłumaczył nie będę, powiem tylko, że na przełomie lat 1940/41, czyli wtedy kiedy Pan Bartoszewski był w obozie, kapo byli niemieccy kryminaliści, później zostawali nimi Ukraińcy, Rosjanie, ale bardzo rzadko zdarzało się, że zostawali nimi Polacy. Bartoszewski, gdy był w obozie miał 18, 19 lat, więc nawet pomijając kryterium narodowościowe, nawet gdyby był Niemcem, kapo by nie został, dlatego, że był słaby i wychudzony, więc nie dałby rady poganiać do pracy więźniów, a takie było zadanie kapo.
    Przy okazji pragnę poruszyć kwestię tego, jakoby pan Władysław nazwał naród bydłem. Jego wypowiedź, którą tak krytykujecie, brzmi dokładnie tak:
    "Kolejne obietnice wyborcze Jarosława Kaczyńskiego rozwiewały się w pył. Stało się dla mnie jasne, że jego wizja budowy lepszej Polski, której zaufały miliony Polaków, okazała się jednym wielkim oszustwem. Dlatego też postanowiłem nazwać rzeczy po imieniu i - jak ujął to jeden z przedwojennych satyryków - "przestać uważać bydło za niebydło".
    Czy możecie mi wskazać, w którym miejscu naród polski został nazwany w tej wypowiedzi bydłem?
    Bardzo mi przykro, jeśli nie rozumiecie prostych metafor, nie jest to mój problem, ale wyjaśnię Wam o co chodziło w tej wypowiedzi. Pan Władysław mówi o tym, że Pan Kaczyński nie dotrzymał obietnic wyborczych więc konkluduje, że nie można nie krytykować takiego stanu rzeczy i uważać rzeczy złe, niewłaściwe, za rzeczy dobre. Niezwykle porażająca logika braci Kaczyńskich, którzy korupcję nazywają nadużyciem semantycznym, potrafiła krytykę rządów PiS przerobić na obrażanie narodu. Szkoda tylko, że Wy tak ślepo w to wierzycie.
    Kończąc, zastanawia mnie, dlaczego tak nienawidzicie Władysława Bartoszewskiego. Czy jest to zwykła zazdrość ludzi, którzy nic w życiu (podobnie jak i ja) jeszcze nie osiągnęli? A może typowa dla endeków potrzeba plucia na wszystko co inne, wszystko co wyraża inne poglądy? Zastanawiające, mam nadzieję, że Wy też się nad tym trochę głębiej zastanowicie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ludzie, którzy czegoś w życiu dokonali wielkiego najczęściej o tym nie lubią opowiadać, zgodnie z maksymą, iż rzecz dokonana jest negowana, bo czekają następne w kolejce. Prosżę przypomnieć sobie Irenę Sendlerową i Zofię Kossak-Szczucką. Co dla nich zrobił Bartoszewski? Z jego wynurzeń osoba niezorientowana mogłaby wysnuć, że głównym organizatorem pracy w Żegocie był 20 letni młokos. Powiedzmy, że okres powojenny nie sprzyjał promowaniu Zofii Kossak-Szczuckiej, ale co z Ireną Sendlerową? Widziałem ją w TV i mogę przyjąć na 100%, że robiła to nie dla poklasku, ale z dobroci serca. Irenę Sendlerową przypomniały światu powtórnie trzy licealistki z USA, a nie nasz "bohater". Reasumując, pragnę stwierdzić iż trafnie tu wypunktowano narcystyczną stronę osobowości Bartoszewskiego i myślę iż ów element był siłą sprawczą jego działań i nadal jest.

    OdpowiedzUsuń