wtorek, 2 lutego 2016

Ślady KL Warschau w zapiskach Adama Chętnika


Na rynku księgarskim ukazały się „Wspomnienia z lat okupacji” Adama Chętnika – wydanie  Muzeum Historii Polskiego Ruchu Ludowego w Warszawie – Wszechnica Świętokrzyska w Kielcach (Warszawa – Kielce 2014).   Książka zawiera niepublikowane dotychczas zapiski autora: „Pod niemiecko-hitlerowskim obuchem 1940-1944” - będące do tej pory w tajnym depozycie Biblioteki Narodowej.  Drugą część książki stanowi dziennik tegoż autora: „Powstanie sierpniowe w Warszawie”.

Pod latarnią najciemniej

Cytuję: „Aresztowania trwają od kilku lat bez przerwy.  Odbywają się przeważnie w nocy, w godzinach policyjnie zabronionych cywilom.  Gestapo zajeżdża pod upatrzony dom karetką samochodową lub większą budą, gdy idzie o większą liczbę osób. /.../ Aresztowani dawniej (przed paru laty) siedzieli dłuższy czas w więzieniu na Pawiaku, zanim zostali odesłani gdzieś do obozu lub na stracenie.  Większość dostawała się do obozów „śmierci”, gdzie męczyła się dłużej lub krócej.  Skazanych na śmierć rozstrzeliwano gdzieś poza miastem, w lesie, zaroślach, itp., /.../  Od jesieni 1943 r. zaczęły się masowe rozstrzeliwania po ulicach i placach.  Odbywało się to zaraz po zamachach na Niemców – szczególnie policjantów lub urzędników.  Za jednego zabitego Niemca tracono według przepisów najmniej 10 Polaków, tracono jednak napewno więcej. /.../  Skazani byli obdarci ze swego cywilnego ubrania, a mieli na sobie jakieś łachmany, lub potem ubranie papierowe, byli przy tym przeważnie boso w śnieg czy mróz.  /.../  Strzelano tak po 20, 50, a nawet po 200 jednego dnia.  Zabitych zabierano na samochody ciężarowe i wieziono – jak twierdzą – do Getta (żydowskiego), gdzie wszystkie ciała spalano w specjalnych krematoriach.  W ten sposób zacierano ślady mordów, mężczyzn, chłopców nieletnich, kobiety, a nawet młode dziewczęta – uczennice szkolne, za znane tylko oprawcom „przewinienia”.  Po rozstrzelanych pozostawały znaki widoczne – dziury i szczerby od kul w murach, a na ziemi ciepła krew męczenników.  Ślady krwi i znaków w murach Niemcy starali się zacierać,” (119)

Nie pada tu nazwa obozu KL Warschau, ale ślady tego obozu są tutaj widoczne.  Przede wszystkim jest tu wymieniony Pawiak - więzienie śledcze, przez które przechodzili Polacy rozpracowywani, a więc ci od których Niemcy poprzez tortury - spodziewali się uzyskać informacje dotyczące polskiej ludności i jej organizacji konspiracyjnych.  Pawiak był wykorzystywany przez Niemców już od 1939 r, a rozkazem Himlera z 11.06.1943 r. został włączony do kompleksu KL Warschau – stając się jego integralną częścią.  Był również wraz z KL Warschau pod jedną wspólną komendaturą SS i policji w Warszawie.  Widzimy też, że reguła tracenia 10 Polaków za jednego Niemca, była regułą dobrze warszawiakom znaną.  Chętnik pisze też o listach zakładników, które to Niemcy ogłaszali chcąc powstrzymać opór i ducha walki Polaków, jednak zaprzecza by ludność z tych list odzyskiwała wolność.

Tak jak sama nazwa KL Warschau nie była znana – zwłaszcza, że jego funkcja była tajna i jego Lagry mogły być mylone z istniejącymi tu obozami pracy - jednak istniała wiedza ogólna o wtrącaniu ich „gdzieś do obozów śmierci”.  Nie mogły jednak nie zostać zauważone krematoria o których Chętnik pisze. Wymienione przez niego krematoria na terenie getta, funkcjonowały w Lagrze zwanym Gęsiówką – nie wymienionym jednak przez niego z nazwy, pomimo, że musiała być wiedza o istnieniu tego Lagru.  Widać stąd, że w czasie okupacji nie było w Warszawie wiedzy o funkcjonowaniu KL Warschau i jego ekstreminacyjnym charakterze. 

„Polaków mordowano nie tylko za zabitych Niemców lecz także za: „Ukraińców, volksdeutschów, /.../ Były plakaty co zawierały od razu po 200 i więcej imion. Jednocześnie podawano miejsce i datę urodzenia skazańca.  Z nazwisk tych i dat wiedzieliśmy, że ginęli wszystko ludzie nasi – Polacy i przeważnie młodzi chłopcy, w wieku lat 18 – 20.  Tych najpotrzebniejszych nam chłopców tępiono bezlitośnie.” (120)

Kilka stron dalej Chętnik znowu pisze o aresztowaniach:

„Aresztowania prowadzone są również bezlitośnie. /.../  Co się z aresztowanymi staje – nie wiadomo, twierdzą tylko niektórzy, że z mieszkań rozkradzionych i zdemolowanych aresztowani wywożeni są tylko na śmierć.  Rozstrzeliwania obecnie (przez m. Kwiecień) odbywały się już nie na ulicach, ale podobno w Getcie.  W dzień najwięcej aresztowań dokonują specjalne pogotowia policyjno-żardamskie; są to lotne oddziały, uzbrojone przeważnie w broń maszynową (tzw. rozpylacze) krótszą i długą z zapasami granatów.  Takich żandarmów i policjantów jeździ nieraz po kilkudziesięciu w wygodnych samochodach turystycznych, a na przedzie samochód mniejszy, z kilku żandarmami, z bronią gotową do strzału, a na przedzie (tuż za szoferem) gestapowiec z ciężkim karabinem maszynowym, nastawionym na ulicę.  Po jakimś zamachu, z samochodu takiego rozpoczyna się strzelanina wprost do przechodniów,  ulice nieraz są zamykane, zabiera się ludzi gromadnie z tramwajów itp.  Znalezione przy pasażerach rzeczy niedozwolone są powodem do dalszych rewizji i aresztowań po domach i do nowych rozsrzeliwań.  Mówią, że ginie ludzi naszych daleko więcej, niż to wskazywały listy drukowane.” (121)

Tak jak w poprzednim cytacie egzekucje uliczne miały związek z KL Warschau - głównie poprzez spalanie zwłok w krematoriach KL Warschau - tak tutaj widać już większy związek, a więc egzekucje blisko krematoriów na terenie getta.  Chętnik pisze też o wysadzaniu ruin w byłym getcie.  Z zeznań świadków w śledztwie sędzi Trzcińskiej wiadomo, że jedną z metod pozbywania się zwłok  było ich spalanie w ruinach na stosach i zacieranie śladów poprzez wybuchy.   Czyniono tak, gdyż Krematoria KL Warschau o przepustowości 200 ciał na dobę nie były wystarczające do faktycznych potrzeb niemieckich.

Łapanki uliczne upokorzające nas jako naród i ohydne w swoim wykonaniu, odbywają się całe lata bez przerwy.  Największe w swych rozmiarach były zimą w m. Styczniu (?) r. 1943 (?).  [tak w oryginale (*1)]  Cała masa oddziałów żardarmerii rozstawionej w mieście, na rogatkach, placach, na przystankach tramwajowych itp., zatrzymywało przechodniów, szczególnie męższczyzn i masę różnej młodzieży i nie badając wcale lub tylko powierzchownie, zabierano do oczekujących bud samochodowych, ładowano do pociągów i wywożono, wprost do obozów śmierci, a przede wszystkim do Majdanka.”  (122)

Tutaj Chętnik uściślił okres ekstreminacji narodu polskiego na terenie stolicy Polski - „całe lata bez przerwy” i podobnie w następnym cytacie: „stale i zawsze”.  Jako transport podane już są pociągi - świadczące o masowym wymiarze tych zbrodni.  Trzeba pamiętać, że wszystkie lagry KL Warschau były spięte torami i podłączone do sieci kolejowej.  Ile tych transportów trafiło do KL Warschau nie wiadomo.  Koresponduje to z ustaleniami sędzi Trzcińskiej ze śledztwa o transportach niewiadomych – tzw. pociągach widmach.

„Łapanki miały na celu albo wywożenie przymusowe młodzieży do Niemiec na roboty, albo wywożenie do „obozów śmierci” ludzi im niewygodnych (np. inteligentów zawodowych, uczonych, b. Wojskowych itp.) albo wprost terroryzowanie ludności polskiej.  Takie czy inne łapanki są stale i zawsze.  Niekiedy biorą sprzed kościołów, ze stacji kolejowych, z tramwajów, lub zamykają place miejskie, mosty i zatrzymują przechodniów, następuje rewizja osobista, sprawdzanie dokumentów i ostatecznie znaczna liczba przechodniów wywieziona jest w budach do więzień i obozów.  Niekiedy są łapanki tylko kobiet, „ ( 123)

Widzimy, że eksterminacja Warszawy dotykała w pierwszej kolejności inteligencji – jako tkanki przywódczej Polaków (tzw. odgłowienie) - ale miała też charakter ogólnej biologicznej zagłady narodu zgodnie z niemieckim Lebensraum.

„Obławy na Polaków i Żydów odbywają się w nocy i dobrze z rana.  Otoczone są wtedy całe bloki domów lub poszczególne domy, a nawet części dzielnic.  Nie wolno wtedy poza kordon żardarmerii wejść ani wyjść.  W obławach bierze nieraz udział wojsko.  Przetrząsane są poddasza mieszkań, piwnice, odrywane podłogi.  Ginie wiele rzeczy kosztownych.  Przy najmniejszym śladzie tajnej literatury, broni, ubrań wojskowych itp., mieszkańcy są aresztowani (niekiedy całe rodziny i z wielu nieraz mieszkań) i wywożeni  nie wiadomo gdzie.  Mieszkania często demolowane.  Przy obławach mówią Niemcy, że szukają ukrytych Żydów, ale giną przede wszystkim nasi rodacy za byle co. /.../  W obławach a nawet rozstrzeliwaniach biorą często udział młodzi chłopcy niemieccy z Hitler-Jugend.”  (123-124)

Brakowało Polakom wiedzy na temat KL Warschau i miejsc ich wywózki: „wywożeni nie wiadomo gdzie”!  Przyczyną takiego stanu był terror wojenny i dezinformacja.  Nie wolno było się zbliżać nawet do terenów zakazanych przez Niemców, gdyż strzelano bez ostrzeżenia o czym informowały napisy (np. na ogrodzeniu Gęsiówki).  Komunikację w charakterze przekazu informacyjnego -  pełniła wyłącznie „poczta pantoflowa” – jakże utrudniona przy niewydolnej komunikacji miejskiej i godzinie policyjnej.  A nade wszystko ludzka koncentracja - pochłonięta być musiała głównie zachowaniem życia, a więc na unikaniu śmierci - czychającej na każdym niemal kroku i zdobycia środków do biologicznego przetrwania.

„Pewnego dnia zajechały budy z policją, tereny kąpielowe [nad Wisłą] okrążono i ludzi (przeważnie młodzież, obojga płci) na pół prawie nagich zapakowano do bud i wywieziono do Arbeitsamtów i  obozów pracy.” (156)

Miejsca publiczne stanowiły dla Niemców zawsze dogodny teren łowiecki.

„Jedna z takich zabaw zaraz po Wielkiej Nocy trwała zbyt długo – do rana, gdy przechodnie śpieszyli do pracy.  Niemcy uznali to za prowokację.  Zajechały przed wesoły dom budy, młodzież wraz z pannami zabrano do obozów, dozorcę i administratora również.” ( 156)

Dla uzasadnienia ludobójstwa, każdy pretekst był dobry.  Ktoś dzisiaj zapyta – to teraz modne - czy doszło by w ogóle do ludobójstwa w Warszawie, gdyby okupant nie „musiał” stosować reguły 10 za jednego Niemca?  I tu odpowiedzią niech będzie zagłada Żydów, którzy nie stawiali oporu a wręcz współpracowali z najeźdzcą.  Okupant zdobywał konsekwentnie przestrzeń życiową dla Niemców - zgodnie z Generalnym Planem Wschodnim (GPO), który zakładał likwidację lub wywiezienie na Sybir 80-85% Polaków.

Konsekwencją urbanistyczną GPO dla Warszawy był plan Pabsta - przewidujacy na jej miejscu, mały węzeł kolejowy.  Ów plan - z niemiecką skrupulatnością był realizowany, a odwet za zabijanych Niemców (przekraczający ilościowo według Chętnika regułę 10) miał pacyfikować jedynie opór przeciw realizacji tego planu.

W cytatach Chętnika występuje znany Polakom Majdanek, ale jest także wielkie przeczucie innego miejsca – bezradnie zwanego: „nie wiadomo gdzie”.  No cóż - pod latarnią najciemniej - wyniki śledztwa sędzi Trzcińskiej dają odpowiedź na wszystkie wątpliwości Chętnika.  Warszawa była jedyną stolicą - w okupowanych przez Niemców państwach - w której istniał w jej centrum obóz zagłady KL Warschau.

Ślady Lagru na Kole?

„Na Bielanach na Zielone Świątki, gwarno i rojnie, tylko statki zamiast do Bielan, dowoziły (1941 r.) ludność do Młocin, a stamtąd ludzie wracali pieszo do Bielan.  W Bielanach, tuż pod kościołem pełno żołnierzy i samochodów niemieckich, a w pobliskim lesie namioty, szopy i składy wojskowe.” (65)

Szopy są tu w znaczeniu baraków.  Chętnik jako Kurp użył tu słowa regionalnego.  Nie był też rodowitym Warszawiakiem i z pewnością nie rozgraniczał lasku na Kole, który jest w zasadzie przedłużeniem lasku bielańskiego.  Dla niego musiał to być jeden las, a „składy wojskowe” nasuwają przypuszczenie, że chodziło mu o fort Bema.  Z kolei zestawienie baraków ze składami wojskowymi korespondują z Lagrem na Kole, który powstał najwcześniej z Lagrów KL Warschau - z przeznaczeniem pierwotnym dla jeńców.

O budowie baraków w lasku na Kole (w śledztwie sędzi Trzcińskiej) mówi świadek Adam Jagielski: „widziałem w lasku rozpoczętą  budowlę już na poczatku 1940 r.  Po dwóch miesiącach widziałem, że pobudowano baraki.” (*4)

Czyż to te same baraki o których Chętnik pisze w 1941 r?  Z dużym prawdopodobieństwem można powiedzieć, że tak.

W sprawie lasku na Kole wyrastaja jak grzyby po deszczu „harcerze”, którzy w lasku ćwiczyli.  Jeden z nich miał tam nawet „nocne strzelanie”. (*5)

Trudno sobie to wyobrazić w wojennej Warszawie, po godzinie policyjnej w nocy, kiedy głos jest szczególnie słyszalny.  Ćwiczebne strzelanie dla harcerzy w czasach gdy żołnierze podziemia nie zawsze byli dobrze uzbrojeni i musieli oszczędzać na amunicji nie były dotąd znane.  Chyba, że był to harcerz z Hitler-Jugend. 

Ze śledztwa sędzi Trzcinskiej wiadomo, że część lasku była ogólnodostępna, jednak w pobliżu było i Gestapo i pacówka Wehrmachtu i Hitler-Jugend - skupiająca dzieci volksdeutschów.  O ich zbrodniach wojennych wspomina Chętnik.  Część z volksdeutschów opuściła Warszawę jeszcze przed powstaniem, inni brali udział w powstaniu po stronie niemieckiej, później rabowaniu po kapitulacji Warszawy.  Wielu z nich pozostało na miejscu.

Przeludnienie okupowanej Warszawy w cytatach z Chętnika

„Życie w stolicy pomimo grozy wojennej, płynie wartko i gorączkowo.  Od rana do wieczora wszędzie rojno i tłok.  Milion mieszkańców, a mniejsza ilość domów i mieszkań robi swoje.” (151)

Tak pisał autor po likwidacji Getta w 1943 r, ale przeludnienie Warszawy pomimo jej strat wojennych dostrzega Chętnik podczas całego okresu okupowanej Warszawy, określąc przy tym przyczyny.

„Jak Warszawa z Krakowem na czele, tak zresztą całe Gubernatorstwo było w wojnę jedynym ośrodkiem polskości i przytuliskiem dla wszystkich wysiedleńców i uciekinierów z terenów polskich dalszych.  Do Warszawy uciekali Polacy prześladowani przez Bolszewików – z dalekich kresów i Małopolski Wschodniej, z Wileńszczyzny i Białostockiego.  Do Gubernatorstwa jechali Polacy wysiedleńcy przymusowi ze Śląska, Pomorza, Katowic, Gdyni, Poznańskiego i Kujaw, wreszcie nawet z Mławy, Pułtuska i Ostrołęki, gdzie Niemcy zaczęli wydziedziczać z ziemi i budynków naszych rodaków.  Ziemian wyrzucano najpierw, nie dając im czasu na spakowanie się i odbierając im cały dorobek; mieszkańcom Gdyni  itp. dawano na wyrządzenie się w drogę tyle czasu, by zabrać małe tobołki i po 20 zł na drogę. Podobnie było na Kujawach, Śląsku itp. /.../  Wysiedleńców przywożono pociągami w granice Gubernatorstwa” (33)

Chętnik sam był uciekinierem - ściganym przez Niemców jak i Bolszewików.  Nie miał szans na skuteczne ukrycie się w rodzinnym małym miasteczku, gdzie był znany i rozpoznawalny - w przeciwieństwie do rozpłynięcia się pod innym nazwiskiem wśród tłumu Warszawy.  Tu niejako pod niemiecką latarnią było najciemniej i takich osób (według szacunku Niemiec) było kilkadziesiąt tysięcy. 

„W skutek tych rugów, przesiedleń itp. Ludność w Gubernatorstwie zaczęła wzrastać niepomiernie, a Warszawa też była przepełniona – w r. 1942 liczono w stolicy do...milionów [tak w oryginale (*1)] ludności.  Ludność wysiedlona rozproszyła się do różnych krewnych i znajomych, zajęła się przemysłem, rzemiosłem lub handlem, radziła sobie jak mogła, by złe czasy przetrwać.  Niektóre rodziny przyjęte były przez miejscowych gospodarzy, światlejszych, o dobrym chrześcijańskim sercu” (34)

Innym powodem przepełnienia Warszawy było łatwiejsze niż gdzie indziej znalezienie pracy i nie chodzi tu wcale o niemiecki przemysł zbrojeniowy w którym Niemcy zresztą – nie będąc zadowoleni z polskiej pracy zaczęli ich zastępować Żydami, ale rzemiosło i handel – głównie nielegalny.  Zakazanego chleba było pod dostatkiem, aż „przyjezdni Niemcy nie mogą się nadziwić naszemu dobrobytowi” (151)  Nieuleczalnych, kalekich żebraków nie było, bo wykończyli ich „humanitarni” Niemcy, ale w to miejsce zdrowsi,  rozśpiewani – często po tramwajach i pełno dzieci - sprzedających dowcipy na Niemców - „A dla wszystkich wystarczy datków i jałmużny – nikt z głodu nie umiera.” (152)

„Pomocą doraźną dla ludności wysiedlonej, dla uciekinierów itp. zajmował się Polski Komitet Opiekuńczy (Rada Główna Opiekuńcza) powołana po zamknięciu przez Niemców Komitetu Samopomocy Społecznej.  Komitet rejestrował przybyłą ludność, utrzymywał dla niej domy noclegowe, sanitarne punkty żywnościowe itp., ułatwiał wyszukiwanie pracy, nabycia tańszego obuwia i ubrania itp.  W komitecie i jego oddziałach pracowali Polacy, była to jedyna instytucja polska, do której ludność wysiedleńcza mogła się zwrócić bezpośrednio o radę i pomoc.  Na czele stał (1942) hr. Ronikier.” (34)

„Mieszkań w Warszawie ubyło, a ludności przybyło, szczególnie spośród wysiedleńców i uciekinierów przyfrontowych.  Nasi właściciele mieszkań, niekiedy obszernych, nie bardzo się kwapili na nowych lokatorów.  Zarządzenie niemieckie z jesieni 1943 r. uprościło te sprawy.  Powiedziano, że w danym lokalu ma mieszkać nie mniej, lecz tyle i tyle osób, w przeciwnym razie władze mieszkaniowe same przyślą lokatorów, dla których brak mieszkań.  Było to o tyle niewygodne, że nieznajomy lokator mógł być Niemcem, Ukraińcem, szpiclem itp.  Właściciele lokali zaczęli teraz sami szukać lokatorów pośród znajomych, byle mieć odpowiedni kontyngent ludzi pewnych.” (155)

Przed samym Powstaniem Warszawskim napływ ludności do stolicy jeszcze się nasilił:

„Ludność z różnych stron ciągnęła do stolicy z cenniejszym mieniem.  Warszawa była przeludniona, pomimo że ubyło z niej wielu Niemców z policji i urzędów, wojsko też się wycofywało dalej na zachód” (169)

„Przed powstaniem pod Warszawą (od strony Pragi) grały działa sowieckie, a w górze walczyły ze sobą samoloty (niemieckie z rosyjskimi), po wybuchu powstania wszystko to ucichło.” (210)

I stało się: Cała Warszawa w ogniu i piekle, a w nim milion ludzi oczekujacych wybawienia.” (214)

Polska transfuzja dla krwawiącej Warszawy

Ile razy liczba ofiar obozu KL Warschau pojawiała się na forach – zawsze jacyś „znawcy” zarzucali  sędzi Trzcińskiej zawyżenie tej liczby wskutek nieuwzględnienia naturalnych zgonów ludzkich.  Tymczasem powinien paść zarzut nieuwzględnienia wielkiej fali ludności napływowej.  Czynnik ten sprawia jednak trudność wszystkim badaczom - podejmującym próby szacowania strat ludzkich okupowanej Warszawy i ma konkretny wpływ na liczbę szacunku.  Dla przykładu - przy obliczaniu ofiar Powstania Warszawskiego - różni badacze jako liczbę wyjściową mieszkańców - przyjmują w rozdziale od 920 tys. do 1150 tys. (*3), a więc różnią się między sobą o 230 tys, co stanowi więcej niż przyjęta przez sędzię M. Trzcińską liczba ofiar obozu KL Warschau jako 200 tys.  Oznacza to, że szacunkowa liczba ofiar obozu jest mniejsza niż błąd badaczy w obliczeniach.  Ale czy przypadkiem ów błąd nie bierze się z pominięcia liczby ofiar KL Warschau?  Liczba na to wskazuje.

Warto tu zwrócić uwagę, że u Gettera - badacza z IPN (*3) – KL Warschau wcale nie występuje.  Trzeba też podkreślić, że nie uwzględnienie migracji do Warszawy zaniża straty ludzkie, gdyż przybysze zastępują niejako ludzi wymordowanych.  Śledząc ludność Warszawy w czasie wojennym - wzrasta liczba jej mieszkańców - krzywa na wykresie idzie do góry i w 1939 r. i w 1941 r. (*2) - pomimo dużych strat ludności w kampanii wrześniowej (rzędu 30 tys.) i dalszych represji.  Spada dopiero gwałtownie w 1943 – 1945 r.

Patrząc na wojenne zjawisko napływu ludności do Warszawy od strony martyrologicznego symbolu; przybysze stawali się warszawiakami, ale poprzez ich udział w ofiarach obozu KL Warschau - ofiarę tą ponosiła cała Polska i to w znaczeniu już to nie tylko symbolicznym - jak by wynikało to ze znaczenia stolicy jako symbolu polskiej państwowości.  Dla krwawiącej Warszawy przyjezdni Polacy byli transfuzją.
*   *   *

Napływ ludności w czasie wojennym do Warszawy sprzyjał niejako maskowaniu jej martyrologii, bowiem  krwawiąca stolica Polski była jak źródło, z którego im więcej oprawcy chłeptali, tym mocniej ono biło:

„Zaraz po egzekucji na miejscu kaźni zjawiały się kwiaty w wazonikach i płonące świece nieraz w większej ilości – poustawiane nieznaną ręką.  Jednocześnie gromadziła się ludność, niektórzy maczali chusteczki we krwi płynacej po chodnikach, a wszyscy przechodnie z uszanowaniem przed miejscem tym zdejmowali czapki i kapelusze.” (131)

Kwiaty w wojennej Warszawie były okropnie drogie, a jednak pojawiały się również przy pomnikach: „stoją lub leżą rozrzucone stale kwiaty świeże, wiązanki, wieńce” czasem „orły i szarfy z napisami”,„do ostatnich czasów, nawet przy pomnikach wybitniejszych osób na cmentarzach” (131).

A „był też specjalny oddział Niemców na motocyklu z przyczepą, który objeżdzał pomniki, zbierał kwiaty, wieńce i szarfy i urządzał z nich całopalenie” (131).

W 1943 r. Niemcy przystąpili do demontażu pomników, ale już przy pierwszym – „Lotnika” na placu Unii Lubelskiej pobito robotników a w stronę Niemców padły strzały i o dziwo Niemcy odstąpili od zamiaru likwidacji pomników „a nieznane ręce stroją je nadal w kwiaty i wieńce” (132).

Tak było za Niemca.  Pod czyją okupacją jesteś dzisiaj Warszawo?  Czyje komando sprząta twoje kwiaty?  Jaki okupant blokuje budowe pomnika KL Warschau?

 Przypisy
Wszystkie wytłuszczenia tekstu pochodzą od WK

*1.  Chętnik swoje notatki sporządzał w warunkach okupacyjnych – ukrywając się – z narażeniem życia swojego i właścicieli meliny.  W chwilach największego zagrożenia niszczył je, później odtwarzał na nowo.  Stąd może takie usterki. Być może zawieszał do uściślenia dane - co mogło umknąć późniejszej uwadze.

*2.  Zaludnienie Warszawy: https://pl.wikipedia.org/wiki/Ludno%C5%9B%C4%87_Warszawy

*3.  http://www.powstanie.pl/?ktory=27&class=text

*4.  Maria Trzcińska – KL Warschau – obóz zagłady dla Polaków (str. 104)

*5.  https://pl.wikipedia.org/wiki/Lasek_na_Kole

3 komentarze: