poniedziałek, 23 lutego 2009

Spór o KL Warschau


Artykuł Leszka Żebrowskiego pochodzi z tygodnika Nasza Polska Nr 34 z 14 września 2004. Przywołuję go do życia powtórnie z powodu dalszego zakłamywania KL Warschau przez samozwańczego profesora. Tym razem na etapie spisywania zeznań przez prokuraturę. Przywołuję ten artykuł również na okoliczność konieczności zwrócenia uwagi opinii publicznej, że prezentowane w nim raporty wywiadowcze Armii Podziemnej - dotyczące KL Warschau - nie pochodzą z zamierzonej kwerendy archiwum IPN pod kątem funkcjonowania obozu, lecz są zdobyczami czysto przypadkowymi. A zatem znalezione zostały nie przy przeszukaniach dokumentów konspiracyjnych różnych organizacji pod kątem KL Warschau - bo przeszukań takich nie było – tylko innych przeszukaniach. Potwierdza to tezę sędzi Marii Trzcińskiej, że KL Warschau dla IPN jest dzieckiem nie chcianym. Wygląda nawet na to, że do tego stopnia nie chcianym, że IPN nie dokonał kwerendy pod kątem KL Warschau własnych archiwów – pomimo, że przeszukania takie mogły by przynieść wymierne efekty, a ofiary KL Warschau - jako ofiary jedynego w swoim rodzaju obozu w stolicy europejskiego kraju - na wysiłek taki zasługują.



Leszek Żebrowski

SPÓR O KL WARSCHAU


Nie było w Warszawie komór gazowych - twierdzi Władysław Bartoszewski.
Komory były – mówią dokumenty!

Po raz pierwszy obchodziliśmy 60. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego w sposób naprawdę odpowiedni – z docenieniem heroizmu Powstańców i gehenny ludności cywilnej. Wreszcie też, po upływie tylu dziesiątków lat, mieszkańcy stolicy doczekali się Muzeum Powstania Warszawskiego. Władze samorządowe stolicy kilku poprzednich kadencji też robiły wszystko, aby odwlekać w nieskończoność budowę Muzeum. Miały na głowie ważniejsze „budowy” i związane z tym wydatki z kasy miasta. Nie bez powodu mówi się o „układzie warszawskim”, wytworzonym przez określone kręgi polityczne, wynikłe z symbiozy działaczy Sojuszu Lewicy Demokratycznej i Unii Wolności, którzy dziś znaleźli się głównie w Platformie Obywatelskiej. Główny architekt tego „układu” odfrunął wprawdzie do Unii Europejskiej, ale musimy pamiętać, co po sobie zostawił (lub czego nie zostawił). Muzeum Powstania po prawie piętnastu latach targów i sporów wreszcie jest. Nie ma jednak innego pomnika i innego muzeum, które koniecznie w mieście powstać muszą, i to jak najprędzej. Są jednak przeszkody formalne, które to – jak na razie – skutecznie uniemożliwiają.

W cieniu rocznicy Powstania i wielkiej skali związanych z nią obchodów umknęła nam jednak inna, też ważna rocznica – likwidacji przez Niemców Konzentrationslager Warschau. Przeszła praktycznie niezauważona i zapomniana prawie przez wszystkich. 60 lat temu, w ostatnich dniach lipca 1944 roku, Niemcy w obliczu szybko zbliżającego się do Warszawy frontu wschodniego oraz spodziewanego wybuchu Powstania (to nie było dla nich żadną tajemnicą), postanowili ewakuować ostatnich więźniów, których było jeszcze ponad 10 tysięcy.

Świadomość istnienia KL Warschau (KLW) wśród Warszawiaków jest minimalna, a szczególnie płytka w młodszych pokoleniach. Ba, nawet historycy mają o nim niewielkie pojęcie, przez dziesiątki lat trudno było znaleźć w ich publikacjach choćby wzmiankę na ten temat. Nawet w najnowszej, okolicznościowej publikacji z zakresu strat ludności Warszawy podczas wojny, której autorem jest sumienny badacz i znany varsavianista Marek Getter (M. Getter, „Straty ludzkie i materialne w Powstaniu Warszawskim”, „Biuletyn Instytutu Pamięci Narodowej” nr 8-9 2004 r.), nie ma mowy o tym obozie. Autor szacuje straty stolicy, poniesione podczas całego okresu 1939-1945 na prawie 729 tys. osób, ale pozycji: KL Warschau w ogóle tam nie ma! Co więcej, w ostatnich latach pojawiły się nawet publikacje, w których uporczywie kwestionowano samo istnienie takiego obozu w Warszawie....

Na temat liczby ofiar KLW trwa od lat żenujący, publiczny spór – górne szacunki wahają się od 200 tysięcy ludzi (taką liczbę przyjęto w śledztwie, prowadzonym w Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu przez sędzię Marię Trzcińską) do zaledwie 10 tysięcy.
Tak naprawdę nie wiadomo jednak, czy - według nowych wyliczeń (?), szacunków (?) - jest to pełna skala ofiar, czy też są to wyłącznie ofiary ewakuacji obozu. Celem tej ewakuacji, jak to wynika z zarządzenia Wilhelma Koppego (który był dowódcą niemieckiej policji i służby bezpieczeństwa w Generalnym Gubernatorstwie) z 20 lipca 144 roku - była eksterminacja więźniów: w żadnym wypadku nie można dopuścić do tego, aby więźniowie nie-Żydzi byli uwolnieni lub żywi wpadli w ręce wrogów, ruchu oporu lub Armii Czerwonej. I tak się stało – z 10-11 tysięcy ewakuowanych więźniów okrutny „marsz śmieci” przeżyło zaledwie kilkuset. Być może więc, liczby te nawet w minimalnym wariancie należy dodać, a to jest już 20 tysięcy ofiar. Pion śledczy Instytutu Pamięci Narodowej w komunikacie z 8 maja 2003 roku przyjął pośrednią liczbę: Dane zawarte w materiale dowodowym dotychczasowego śledztwa pozwalają na oszacowanie liczby ofiar zamordowanych w KL Warschau w kategoriach nie mniej niż kilkadziesiąt tysięcy.

Bartoszewski kwestionuje obóz

Spór nie jest jednak zawężony wyłącznie do liczb – następna, nie mniej istotna kontrowersja dotyczy istnienia (lub nie) komór gazowych w Warszawie. Sędzia Maria Trzcińska w swym sprawozdaniu przyjęła, na podstawie różnych materiałów (przede wszystkim zeznań świadków, ale nie tylko), że tak. Pion śledczy IPN we wznowionym śledztwie uważa jednak, że komór nie było. Ma zresztą bardzo mocne poparcie przewodniczącego Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, prof. Władysława Bartoszewskiego. W wypowiedzi dla „Rzeczpospolitej” z 23 marca br. W. Bartoszewski autorytatywnie stwierdził: Nie było w Warszawie komór gazowych. Nie mieliśmy żadnych informacji o uśmiercaniu ludzi gazem. Również on kwestionuje, aby ofiar było 200 tysięcy: Niemożliwe, by umknęło mi istnienie wielkiego obozu koncentracyjnego, w którym miano zamordować 200 tys. więźniów. To wykluczone. Przecież tyle osób nie mogło zniknąć bez zauważenia.

Co więc z tym obozem? Przez lata, jak wspomniałem, nawet w rzetelnych opracowaniach na temat martyrologii mieszkańców Warszawy nie pojawiała się choćby nazwa tego obozu. Tak było m.in. z fundamentalną, jak na ówczesne warunki, książką tegoż W. Bartoszewskiego „Warszawski pierścień śmierci 1939-1944” (Warszawa 1967), który marginalnie zaznaczył istnienie obozu koncentracyjnego na ul. Gęsiej, ale nie KL Warschau. Ponadto uznał, że był to obóz koncentracyjny dla Żydów, którzy przecież latem 1943 roku byli już albo wymordowani na miejscu, albo wywiezieni do innych obozów.

Autorytatywnym wypowiedziom Bartoszewskiego przeczą jednak zachowane dokumenty z epoki, wytworzone przez różne polskie organizacje konspiracyjne. Np. Raport Wydziału Bezpieczeństwa Delegatury Rządu na Kraj z 22 listopada 1943 roku nie pozostawia wątpliwości co do istnienia komór: Jeden z oficerów G[estap]o oświadczył, że w Warszawie ma ulec zagładzie około 200.000 Polaków. Zdaniem jego w Warszawie ginie co dzień około 300 Polaków, którzy oprócz publicznych egzekucji traceni są w komorze gazowej, w więzieniu na Dzielnej oraz pod Raszynem. Jak więc jest możliwe, że polskie podziemie niepodległościowe już wtedy wiedziało o sprawie, a prof. Bartoszewski dziś twierdzi: Nie mieliśmy żadnych informacji o uśmiercaniu ludzi gazem. Kto nie miał tych informacji (bo Delegatura Rządu, jak widać – miała) i gdzie leży prawda?

Jednoznaczne raporty NSZ

Znacznie więcej informacji o KL Warschau, komorach gazowych i liczbie więźniów obozu, niż w raportach Delegatury Rządu znajduje się w sprawozdaniach Centralnej Służby Wywiadowczej Dowództwa Narodowych Sił Zbrojnych z jesieni 1943 roku. Są to raporty szczegółowe oraz raporty ogólne, zawierające syntetyczne informacje o ludobójstwie i represjach niemieckich w Warszawie i na innych terenach.

W „Raporcie ogólnym do dnia 20.X.43 r.” (z 6 listopada 1943 roku) są w miarę dokładne dane o skali rozbudowywanego obozu:
W ostatnim czasie terror okupanta ogromnie się wzmógł, szczególnie w Warszawie. Na wielką skalę przeprowadza się indywidualne aresztowania, masowe łapanki, egzekucje publiczne. Akcja ta rozpoczęła się w dniu 13.X. ale już w miesiącu poprzednim ilość aresztowań b[ardzo] się zwiększyła w stosunku do miesięcy ubiegłych. Pacyfikacje poprzedziły pewne przygotowania. Już od dnia 14.VIII. w b[yłej] dzielnicy żyd[owskiej] na odcinku od rogu ul. Zamenhofa do Nr. 30 ul. Gęsiej budowano baraki drewniane, przeznaczone na obóz koncentracyjny. Wybudowano 19 dużych baraków, budowa dalszych jest w toku. Wzdłuż ul. Gęsiej układany jest tor tramwajowy. Dotychczas przebywa w obozie ok. 500 Niemców, 1000 żydów, 200 Holendrów i około 200 Polaków. Obóz obliczony jest na 25.000 osób. Na terenie b. więzienia wojskowego poza budynkiem Nr. 22 od ul. Gęsiej ustawiono szubienicę, na której wiesza się Polaków. Tamże pod ziemią wybudowana została komora gazowa, nazwana przez więźniów „Piecem Śmierci”. W nocy z 6 na 7.IX. powieszono kolejno na szubienicy ponad 100 osób.

Budowa obozu trwała zatem od lata 1943 roku i był on przewidziany (początkowo) na 25 tysięcy więźniów. Egzekucje odbywały się na terenie dawnego getta, stąd informacje na ich temat były skąpe, ale konkretne. Czyż informacja o wybudowanej już komorze gazowej nie jest wstrząsająca? A to przecież nie wszystko. W Raporcie szczegółowym z 19 listopada 1943 roku są dalsze dane na jej temat:
W nocy z dnia 17 na 18 październik[a] 43 r. w b[yłej] dzielnicy żydowskiej przy ul. Gęsiej Nr. 26 w b[yłym] gmachu polskiego więzienia wojskowego w komorze gzowej zagazowano po raz pierwszy 150 Polaków, zatrzymanych z ostatnich łapanek na ulicach Warszawy. Informacja ta zgodna jest z prawdą i nie podlega żadnym zastrzeżeniom. W grupie zgładzonych Polaków było około 20 żydów belgijskich z obozu koncentracyjnego w ghecie.
W tym samym czasie tj. w nocy z dnia 17 na 18 października w b[yłej] dzielnicy żydowskiej – przy ul. Pawiej 42, 40, 38, 36 i jednej strony Pawiaka i przy ul. Dzielnej 47, 45, 43, 41, 39 i 37 odbyła się masowa egzekucja Polaków w liczbie około 600 osób. Wyprowadzono z Pawiaka grupami mężczyzn i kobiet[y] nago i rozstrzeliwano na gruzach a następnie trupy obsypywano grubą warstwą jakiegoś proszku i palono. Wśród rozstrzelanych był spory procent młodych kobiet w wieku do lat 25. Egzekucje te trwały do godziny 4 rano i powtórzone zostały dnia 18 bm. o godz. 18. [...] Komora gazowa po pierwszym wypróbowaniu ma być czynną dla dalszych mordów Polaków. Przy ul. Gęsiej 26, gdzie się mieści komora gazowa, stoi 4-osobowy posterunek SS i nikt obok tego domu i do budynku nawet z wojskowych niemieckich nie jest wpuszczany, za wyjątkiem gestapowców.

W kolejnym „Raporcie ogólnym” za październik i listopad 1943 roku (raport z 6 grudnia) jest dodatkowe potwierdzenie, że komora gazowa już działa w KL Warschau:
Dnia 15.X. [data wątpliwa – prawdopodobnie powinno być: 15.XI.] jeden z policjantów granatowych udał się do ghetta, szukając tam swego syna, który zaginął. Natknął się tam na dużą ilość zwłok kobiecych (około 250), które wyglądały na zagazowane. Przejęty widokiem tego, co zobaczył, zebrał informacje, iż zwłoki te zostały tu tego dnia przyniesione [powinno być: przywiezione - LŻ] przez Niemców i wyrzucone na ulicę.

Ten sam Raport NSZ potwierdza ustalenia, zawarte we wspomnianym wyżej Raporcie DR z 22 listopada, choć różnią się one szczegółami. Raport NSZ ponadto jest znacznie obszerniejszy:
Wg informacji pewnego gestapowca (nazwisko znane) w W-wie ma ulec zagładzie 300.000 Polaków. Stan faktyczny potwierdza tę informację. Ilość zamordowanych Polaków, których nazwiska są ogłaszane oficjalnie, jest małą tylko częścią. Komory gazowe są uruchomione na Pawiaku, na Dzielnej w ghetcie odbywają się stałe egzekucje. Ilość 600 ofiar [dziennie - LŻ] nie jest liczbą przesadzoną. Dla umożliwienia [tak masowych - LŻ] egzekucji przeprowadzono specjalną mobilizację volksdeutschów do policji. Zwiększono również liczbę policji przez odkomenderowanie policji z innych miast. Według oświadczeń policjantów wytrzymują oni najwyżej do 15 egzekucji, a potem są zmieniani, gdyż nerwowo się załamują.
Nie jest prawdą, jakoby sprowadzono do egzekucji zwyrodniałych katów, są to zwykli policjanci niem[ieccy], którzy działają wg rozkazów z góry, opartych na naukowych statystykach badawczych instytutów niem[ieckich], które na wypadek przewidywanej klęski niem[ieckiej] pragną tak wyniszczyć żywioł polski, aby nie był zdolny do samodzielnego życia państwowego.


Dalej zaś można przeczytać, że KL jest bardzo intensywnie rozbudowywany, a siłą roboczą przy budowie nowych baraków są greccy i holenderscy Żydzi:
W Ghetcie warszawskim [jest - LŻ] obecnie 4000 żydów greckich i holenderskich zatrudnionych przy budowie 10 nowych baraków. 200 żydów pracuje w F.K. na ul. Dworskiej, 40 pracuje w Elektrowni przy robotach placowych. Traktowani są b. źle.”
Obóz był stale i pośpiesznie rozbudowywany. Mówi o tym raport szczegółowy z 23 grudnia 1943 roku: „Masowe egzekucje w ghecie trwają nadal. Dnia 4.XII.43 r. rozstrzelano 400 ludzi. Skazańcy mieli pozalepiane papierem oczy, skrępowane ręce i twarze odrutowane, aby nie mogli krzyczeć. Dnia 13.XII.43 r. z Pawiaka wyprowadzono 800 więźniów, których los nie jest znany. [...]
W b[yłej] dzielnicy żydowskiej na odcinku od rogu ul. Zamenhofa do rogu ul. Gęsiej i Okopowej jest na ukończeniu budowa baraków na obóz koncentracyjny obliczony na 65.000 ludzi. Obok każdego baraku jest wieżyczka na karabin maszynowy.

Blokowanie prawdy

Powyższe informacje przytoczyłem po to, aby uzmysłowić Czytelnikom, co się dzieje z naszą historią. Ile wysiłku poświęcają różni ludzie, aby nasza historia nie była tym, czym w istocie była. Tendencja pomniejszania polskich strat poniesionych w wyniku II wojny światowej i obu okupacji – niemieckiej i sowieckiej – jest doskonale widoczna i nie należy się łudzić, że jest to zjawisko przejściowe. Raczej odwrotnie – w miarę ubywania świadków historii ten proceder będzie się jeszcze pogłębiać. Przecież prasa zachodnia, pisząc o 60. rocznicy Powstania Warszawskiego, znowu, jak praktycznie co roku, pisała o powstaniu w getcie. Były nawet karkołomne próby uczynienia z Powstania Warszawskiego... drugiego powstania w getcie (bo pierwsze było w kwietniu 1943 roku). Kto chce, niech dalej wierzy, że to tylko efekty omyłek i ignorancji ludzi, którzy nie znają historii Europy. Coroczne sprostowania i interwencje (szczególnie Polonii, która ma w tym zakresie nieocenione zasługi), są całkowicie bezskuteczne, bo historia powtarza się, jak w błędnym kole.

Dziś na miejscu KLW nie ma żadnych materialnych śladów istnienia obozu. Nie ma pamiątkowych tablic, gdzie mieszkańcy Warszawy mogliby zapalić lampki i pochylić się w chwili zadumy. Nie ma pomnika, bo zapewne dopóki nie zakończy się kolejne śledztwo w tej sprawie (a nic nie wskazuje, ze stanie się to szybko), sprawa nie jest zamknięta a zgromadzone materiały są utajnione. Rada Warszawy podjęła decyzję o jego budowie, ale do wykonania tej uchwały jeszcze bardzo daleko. Dzisiejsi Warszawiacy stąpają więc nieświadomie po popiołach wymordowanych i spalonych innych Warszawiaków, którzy żyli w tym mieście kilkadziesiąt lat wcześniej. Ich doczesnych szczątków przecież nie wywieziono - Niemcy rozrzucali je w różnych miejscach, aby choć częściowo zatrzeć ślady swych zbrodni. Teraz zaś my mamy pomagać im w tym procederze?

Pierwsze śledztwo w sprawie KL Warschau zostało podjęte już w 1945 roku, ale były istotne przeszkody – teren obozu i zachowane baraki natychmiast wykorzystali Sowieci, ustanawiając tam obóz NKWD (początkowo dla jeńców niemieckich), który wkrótce przejęło Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego na „obóz pracy”. Śledztwo zostało więc umorzone w 1947 roku, co w komunikacie IPN z 8 maja 2003 roku skwitowano lakonicznie i bardzo tajemniczo: ponieważ wstęp na tereny przeznaczone wcześniej pod KL Warschau został uniemożliwiony. Kto to uniemożliwił i co było na tych terenach, tego się już z komunikatu dowiedzieć nie można. Z fragmentarycznych materiałów pierwszego śledztwa wiemy, że w lipcu 1945 roku odnotowano istnienie krematorium z wysokim kominem, które miało być niewykończone. Dokumenty z 1946 roku potwierdzają, że na terenie KLW pozostały kopce popiołu i niedopalonych kości z ludzkich zwłok, istniejące cele więzienia miały jedynie małe otwory w ścianach pod sufitem oraz że na podłodze pozostały kupki chloru. W okolicznych krzakach leżał rozsypany cyklon...

„Obóz pracy” MBP funkcjonował tam do połowy lat 50-tych i przewinęły się przez niego tysiące ludzi, osadzonych tam głównie za konspirację niepodległościową. Niejako „przy okazji” ślady zbrodni niemieckich, popełnionych w KLW, po prostu rozdeptano, a teren został zniwelowany. Może więc warto pamiętać, aby i ten obóz (oraz wcześniejszy obóz NKWD) także jakoś uczcić, choćby skromną tablicą?

Śledztwo w sprawie KLW zostało ponownie podjęte na prośbę niemieckiej prokuratury z Monachium w 1974 roku i trwało (z przerwami) ponad 20 lat. Prowadziła je sędzia Maria Trzcińska, która opisała jego przebieg, zgromadzone dokumenty, a także nieoczekiwane przeszkody w książce: „Obóz zagłady w centrum Warszawy. KL Warschau” (Polskie Wydawnictwo Encyklopedyczne, Radom 2002). Z uwagi na te przeszkody, autorka nazwała to śledztwo niechcianym dzieckiem IPN. Dlaczego? Warto tę książkę przeczytać, aby uzyskać odpowiedź...

Sejm Rzeczypospolitej Polskiej w dniu 27 lipca 2001 roku podjął uchwałę „w sprawie upamiętnienia ofiar Konzentrationslager Warschau”, wzywając w niej o: wzniesienie pomnika dla uczczenia tysięcy Polaków mieszkańców Warszawy, zamordowanych w KL Warschau w ramach planu zagłady Stolicy Polski, a także zamordowanych razem z nimi obywateli innych narodowości: Żydów, Greków, Cyganów, Białorusinów oraz oficerów włoskich; inkorporowanie do wybudowanego pomnika ku czci ofiar KL Warschau kamienia węgielnego, który został poświęcony przez Ojca Świętego Jana Pawła II.

W ślad za tym w dniu 15 stycznia 2002 r. Prokurator Okręgowy w Warszawie wszczął ponowne śledztwo w tej sprawie i przekazał je Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Warszawie, czyli pionowi śledczemu IPN. Czekamy na jego rezultaty, ale publiczna atmosfera, wytworzona wokół KLW, nie wróży nic dobrego. A powinna być szybka, sprawa praca i ustalenie stanu faktycznego, aby ten (niechciany?) pomnik wreszcie stanął. Jest to chyba jedyny z niemieckich obozów koncentracyjnych, który w ogóle nie został upamiętniony!

PS
Dokumenty wywiadu NSZ, cytowane powyżej, pochodzą z Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej (sygn. IPN 380/12, t. 1, k. 1-64). Są to „Raporty i informacje wywiadu i kontrwywiadu NSZ”, podpisywane przez kogoś, kto posługiwał się pseudonimem „II O L A”. Był to zapewne nieznany nam oficer Centralnej Służby Wywiadowczej (CSW) Dowództwa NSZ, ale należy pamiętać, że było to opracowanie zbiorcze, bazujące na fragmentarycznych meldunkach i informacjach, zbieranych codziennie i dostarczanych do CSW przez bezimiennych dziś wywiadowców i wywiadowczynie, łączników i łączniczki, których cierpliwa, niebezpieczna praca w ówczesnych strasznych warunkach ratuje nas dziś przed całkowitą zagładą naszej pamięci. Chwała im za to.

1 komentarz:

  1. Polecam nagrania z sympozjum o KL Warschau z dn 15.05.2009 zorganizowanego przez Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego i IPN
    14 odcinków na you tube.Mozna w wyszukiwarce you tube wpisać KL Warschau i wyjdą filmy z sympozjum.
    ponizej adres do jednego z odcinków
    http://www.youtube.com/watch?v=1I3q5k5hTKs

    OdpowiedzUsuń